Relacja z obozu HAL 2023
Obóz Totalnej Porażki
Relacje czas zacząć.
Warto będzie tutaj zajrzeć częściej.
Już po północy, więc do kwaterkowej zbiórki pozostało tylko 21 godzin. Przyczepka spakowana na maksa, czyli nic tam się już nie wciśnie.
Wyjazd na kwaterkę planowany jest dzisiaj tj. w środę 28 czerwca na 21.30. (Uwzględniamy planowe opóźnienie).
Spotykamy się przy szkole. Ponieważ jedziemy w nocy to wielkiej wałówki z sobą nie zabieramy, ale jakaś ciecz do picia się przyda.
Tak jak przewidywałem, z planowym opóźnieniem wystartowaliśmy. Busik z przyczepką wyładowaną po sam dach pomknął na północ. Za to tuż po północy zgarneliśmy z trasy ostatniego "kwaterkowicza" Janka. Teraz już w komplecie jedziemy do naszej bazy. Choć nasza komendantka zdecydowanie sugeruje spanie to zaloga ma inne plany, Część siedzi na Tiktoku a reszta , o dziwo, rozmawia ze sobą. Niesamowite, ale rozmawiają nie przez esemesy
Pierwszy dzień kwaterki
Do bazy przyjechaliśmy wczesnym rankiem. Teraz to będzie do 15-go nasze miejsce zakwaterowania. Tylko aby się zakwaterować to nieco pracy rzeba będzie włożyć. I to jest zadanie dla naszej kwaterki.
Od razu zabieramy się do pracy. Na pierwszy ogień urządzamy kolonię zuchową. Wynieśliśmy z pokoików zuchów duuużo materacy i nie mniej kocy. Zuszki możecie teraz przyjeżdżać.
Takie widoki teraz tu mamy..........
.........i tym Mercedesem tu pomykamy
Przerwa w pracy wykorzystana na śniadanie. Tutaj funkcjonuje kuchnia na zasadzie "szwedzkiego stołu" więc każdy zjadł to co chciał i tyle ile chciał. Głodni nie wyszliśmy ze stołówki.
Chwila przerwy dla siebie i wracamy do pracy, tym razem zabieramy się za podobóz dla harcerzy. Do obiadu stanęły trzy namioty i dziewczyny zabrały się za wykonanie napisu na bramę podobozu.
Na obiad zupa jarzynowa a na drugie ziemniaki, mizeria i schabowy. W bonusie jeszcze kompot a właściwie woda z sokiem. Czyżbyśmy aż tak zgłodnieli, bo wszystkim bardzo smakowało.
Po obiedzie cisza poobiednia w myśl hasła - pół godzinki dla słoninki. Było nie 30 a 45 minut leniuchowania i zaraz ochoczo zabieramy się do dalszej pracy. Nie pomyliłem się pisząc ochoczo gdyż obiecałem, że jak namioty będą stać to idziemy na przywitanie z morzem. Tak się stało, więc wkrótce ruszymy na plażę.
Po kolacji, tutaj znowu "szwedzki stół", idziemy na plażę na przywitanie morza i na zachód słońca. Morze przywitaliśmy godnie lecz słońce nas wykiwało gdyż zamiast ładnego zachodu słońce schowało się za chmury. Wszyscy i tak w wodzie siedzieli i ciężko z niej było nam wyjść. Jak na Bałtyk to woda ciepła, choć mało przejżysta.

Po powrocie szybka kąpiel i seans filmowy "Skazany na blusa". Nie wszyscy zrozumieją przesłanie tego filmu gdyż zapadli od razu w solidną drzemkę. W ten sposób dotrwaliśmy bez strat do końca dnia. Wskakujemy do śpiworów gdyż od rana ruszamy stawiać namioty na podobozie harcerzy starszych.. Dobranoc.
Zrelacjonował pierwszy i drugi dzień - dh Mirek
Trzeci dzień kwaterki - taka tylko krótka informacja: pogoda taka sobie. Upału nie ma, ale zimno też nie jest. Przez chwilę troszkę pokropiło, ale teraz na wieczór zaświeciło słońce. My po śniadaniu całością sił stawiamy obóz dla harcerzy starszych, którzy sami dla siebie wybrali miejsce pod namioty. Wybrali z tych które mieliśmy do wyboru. A wybór był taki - obóz w lesie na polanie, albo na polanie w lesie. Z tego wyboru to najbardziej cieszą się .... komary.
Praca przeciągnęła się do późnych godzin wieczornych, więc dzisiaj nie ma ani wyjścia do miasta ani seansu filmowego. Mycie się i skok do śpiwora, bo jutro ostatni dzień na dokończenie tego co zostało.
Relację z trzeciego dnia napisał dh Mirek.
Ostatni dzień kwaterki
8.00 pobudka, 8.20 gimnastyka, 9.00 śniadanie. To taki typowy kwaterkowy dzień.
Wg. planu, a w praktyce to z takim 30 minutowym średnio planowanym opóźnieniem , wszyscy razem ruszyli do lasu do walki z namiotami, rurkami i materacami. Jest szansa, że dzisiaj obozy dwa będą gotowe na przyjęcie swoich harcerzy.
Z przerwami na posiłki, naprawdę "kwaterkowicze" wykonali kawał solidnej i bardzo potrzebnej roboty. Najważniejsze obiekty i urządzenia obozowe stoją. Nie zrobiliśmy wszystkiego celowo. W końcu ci co przyjadą niech też coś od siebie dadzą.
Wieczorem młodzież zebrała się w namiocie i tam mieli swoje chwile szczerości, wyzwań i coś tam jeszcze. Nie byłem tam z nimi, więc tak do końca nie jestem w temacie.
Na koniec ciężkiego dnia, na koniec ciężkiego dnia (to fragment szanty)dnia ważne przedsięwzięcie. Poszukiwanie kleszczy na sobie i na innych. Niestety, ale znalazło się ich trochę i nie wiedzieć czemu w większości przytuliły się do dziewczyn.
Na tym kończymy kwaterkę. Jutro z samego rana szykujemy komitet powitalny dla przyjezdnych.
Dobranoc.
Zrelacjonował dh Mirek.
Od jutra chyba ktoś mnie zastąpi.
To powyzej to pierwwze namioty HS.
Śniadanie. Jak braknie to kuchareczki donoszą.
A my dla odmiany nad morzem ;-)
I wielki finał kwaterki :-)
A teraz właściwy obóz
Pierwszy dzień obozu czyli niedziela.
Przepraszam za brak relacji, ale wczoraj dzień zakończył się dla nas po północy i wszyscy padliśmy snem sprawiedliwego.
Już się poprawiam
Rankiem skoro świt, no tak prawie bo około ósmej, zajechał Tedbus przed bramę zgrupowania i wysypała się z niego gromada zaspanych zuchów i harcerzy. Czy to z powodu porannej bryzy czy też zapachu przygotowanego śniadania, tego nie wiem, ale jakby się nieco ożywili. Za to po śniadaniu jakby nowy duch w harcerzy wstąpił, gdyż bez większych problemów zabrali się do pracy. Tej pracy to nie było zbyt wiele, bo większość zrobiła kwaterka, ale jednak płot powstał wokół naszego obozu. Tak niejako w bonusie wartownia a potem to już z rozpędu tablica ogłoszeń, totemy , stojaki na proporce i coś całkiem nowego czyli menażkowce (to taki stojak na menażki - informacja dla tych co nie byli harcerzami).
Żeby tego było mało to kadra przygotowała grę o koszulki obozowe. To, że zdobędą koszulki to dopiero dowiedzieli się wszyscy na plaży jak wykopali sobie je z piasku. . Przerażająco może to się czyta, ale gra polegała na podążaniu śladem rabusia który uciekając przed nami zakopał je na plaży. Cóż to dla naszych dzielnych harcerzy, nie takie wyzwania realizują. Pierwsze odnalazły zakopany skarb dziewczyny, Chłopcom poszło to nieco trudniej. Gdy już nadzieja na sukces prawie upadła, a dh Bożena była przekonana, że koszulki definitywnie utraciliśmy to któryś z chłopaków wygrzebał ukrytą przesyłkę. Działo się to w blasku zachodzącego słońca co czyniło jeszcze bardziej tajemniczą atmosferę. Co prawda to niewtajemniczeni wczasowicze dziwnie patrzyli jak grupka dzieciaków szuka czegoś w piasku. Skojarzenia z sierotką Marysią same się nasuwały.
Dość póżno, ale zdecydowanie dzisiaj wskoczyliśmy do śpiworów i oddaliśmy się w objęcia Morfeusza. Kadra odprawiała się jeszcze długo, więc coś na jutro pewnie już jest przygotowane.
A tuż za płotem pojawili się sąsiedzi, wodniacy z łodzi. Nie z łodzi a z Łodzi, to tej Łodzi co nie ma powodzi.
Drugi dzień obozu, a to już poniedziałek.
Drugi dzień rozpoczął się z piętnastominutowym opóźnieniem, bo nasza oboźna zaspała. Przyjęliśmy to na wesoło, harcerze się sprężyli i na śniadanie opóźnienie było minimalne.
Po śniadaniu finał kwaterki aż do samej kolacji. Udało się wszystko skończyć co było w planie. A sukces to nie byle jaki bo w latach minionych pionierka przeciągała się nawet do czterech dni. Brawo dla naszych harcerzy.
Tuż po kolacji szykujemy się do uroczystego apelu. Wskakujemy w mundurki a tutaj taki mało fajny suprise. Nie wszyscy mają kompletne harcerskie mundurki. No cóż jest jak jest, idziemy do obozu dh. Wojtka na uroczysty apel rozpoczynający nasz obóz. Tak niejako przy okazji podglądamy ich manażkowce oraz....... miejsca gdzie można się podkraść do ich obozu aby coś "podharcerzyć". Dodam tu jeszcze, że chwilę przed apelem pozyskaliśmy jednego harcerza do obozu. Dh Janek przyjechał do nas aż z Gibraltaru więć zasłużył na to aby nosić naszą chustę.
Tuż po apelu pomykamy na nie mniej uroczyste ognisko. Płonie ognisko na polanie, w obozie harcerz trzyma straż...... tak to mniej więcej wyglądało, polana a na niej ustawiony przez dh Fabiana stos ogniskowy. rozpalił się on, stos w sensie a nie Fabian, od jednej zapałki. Brawo. W tym ognisku brali udział i zuchy i harcerze starsi. My oczywiście też a nawet mieliśmy w nim znaczący wkład, bo Ignacy był jednym ze strażników ognia.
Skoro harcerskie ognisko to było kilka piosenek, gawęda dh Oli czyli naszej druhny komendantki.
Pora zrobiła się już dość późna, więc czas kończyć i do obozu. My jednak zostaliśmy nieco dłużej, aż ognisko prawie całkiem zgasło, a ten czas wykorzystaliśmy na omówienie dnia. Wszystkim się on podobał, choć wszyscy narzekali na mrówki albo na deszcz, albo na deszcz i mrówki.
Teraz to już tylko mycie, sygnał capsztyku (to po harcerku cisza nocna) i do ósmej śpimy. No tak nie wszyscy bo dh Mirek pisze tą relację ;-)
Trzeci dzień, to już wtorek.
Skoro się rzekło, że relacja będzie to musi być, choć dzisiaj jest już jutro.
Pobudka rankiem o 7.45 i tym razem nasza oboźna nie zaspała. Sprawnie przeprowadziła gimnastykę, nadzorowała mycie, porządki oraz zaprowadziła obóz na śniadanie. Jak to fajnie mieć taką super oboźną, aż czasem się zastanawiam czy kadra już nie młodzieżowa jeszcze jest cokolwiek potrzebna. OK, już wracam do relacji.
Dzisiaj pierwszy apel drużyny na obozowym wyjeździe. Flaga narodowa zawisła nad naszymi głowami, a i brama poszybowała do góry. Z tym poszybowaniem to tak z przymrużeniem oka, bo ruszyła do góry jakieś 1,5m. Tak, tak, w tym roku bramę mamy ruchomą i jest w dwóch położeniach. Nocą jest na dole a w dzień na górze.
Czas na zajęcia tematyczne a tu znowu niemiła niespodzianka. Z przyczyn niezrozumiałych nie da się odtworzyć pierwszego odcinka serialu Obóz Totalnej Porażki. Przez dobrą chwilę ćwiczymy harcerskie piosenki, aż w końcu udało się uruchomić serial. Teraz już kojarzymy postacie w tej bajce i swoją postać na obozie OTP. To oczywiście skrót od nazwy obozu. Do obiadu czasu dużo nie pozostało więc zajmujemy się sprawnościami harcerskimi. Każdy sobie coś wybrał do realizacji jeszcze na naszym obozie.
Cisza poobiednia poprzedziła ważne wydarzenie dla naszych harcerzy. Korzystając z chwilowej poprawy pogody kadra przygotowała Obozowy Chrzest. Był spacer po szyszkach, mikstura do spróbowania a na samym końcu każdy stanął przed obliczem Neptuna. No może nie stanął, a raczej położył się przed nim. Woda morska obmywała ubrudzone nieco błotkiem ciała i w takiej scenerii każdy otrzymał swoje nowe imię..
Ledwo co wróciliśmy do obozu to zaczyna padać. No cóż, tutaj to już norma. Nam to nie przeszkadza i mamy szamponiadę. Teraz już czyści, wypachnieni i wykąpani idziemy na kiełbasiane ognisko, po którym już pachniemy zdecydowanie inaczej.
Opuszczenie flagi i obozowej bramy poprzedziło ogłoszenie ciszy nocnej czyli capsztyku. Idziemy spać bo jutro czekają kolejne przygody.
Relacja - dh Mirek
To jeszcze kilka zdjęć. Te powyżej są pozyskane od dh Bożenki a ta poniżej to dh Mirka czyli moje, nie chwaląc się.
Poniżej nasze zastępy na apelu. Prezentują się .... zacnie.
Menażkowce są różnej konstrukcji, ale najważniejsze, że działają :-)
To właśnie start kiełbasianego ogniska.
Czwarty dzień obozu a to znaczy, że dzisiaj jest środa.
Dzisiaj dzień zupełnie innym bo wojskowy.
Wczesnym rankiem budzi nas wojskowa pobudka, ale to nie koniec zdziwienia naszych harcerzy. Zarówno gimnastyka jak i apel były inne. Inne, bo i same wydawanie komend było czymś co niektórych zaskoczyło. Jednak najbardziej zdziwiona była żołnierska brać (tak żołnierska, bo dzisiaj wszyscy jesteśmy żołnierzami) kiedy do WC wchodziło się na komendy. I to nie tylko, bo nawet ściąganie i zakładanie gaci było na komendę. My jednak nie robiliśmy tego przy otwartych drzwiach jak to drzewiej w wojsku bywało.
Tuż po apelu zaczynamy szkolenie rekrutów. Najpierw rzut granatem potem czołganie i musztra i tak wygląda pierwszy blok szkolenia. Potem coś co spodobało się najbardziej czyli wojskowy tor przeszkód. Kadra przygotowała konkurencje: pokonywanie przeszkody, bieg po równoważni, pokonanie zasiek i na koniec strzelanie. Wielką niespodzianką okazał się zwycięzca tego biegu , a tym zwycięzcą okazała się taka niepozorna Justynka.
Po obiedzie nie mamy ciszy poobiedniej bo ruszamy naszym busikiem na Militarny piknik do Darłówka. To tutaj oglądaliśmy różny sprzęt wojskowy czyli czołgi, gąsienicowe transportery, samochody ciężarowe i terenowe z minionych lat. Jednak prawdziwą atrakcją, i to atrakcją tylko dla nas, było wejście do prawdziwego czołgu
T-55 Merida. Załatwiłem to bo jednak jeszcze jakieś tam znajomości mam. Justynka i Janek to nawet "karneli się" pojazdem gąsienicowym TOPAZ po poligonie. Chwilę po tym ruszyła nasza grupa do stoisk z pamiątkami militarnymi i ..... oczywiście nie mogło zabraknąć lodów.
Trochę zaczynało kropić więc zmieniliśmy rejon i klimat na żeglarski. Wyruszyliśmy marszem pieszym do portu w Darłówku. Trafiliśmy tam na otwarcie zwodzonego mostu. Znowu zaczyna padać no to idziemy do latarni morskiej. Ze względu na n burzę nie możemy jednak n nią wejść. Miła pani w kasie nie tylko pozwoliła nam się tu schronić przed deszczem, ale też opowiedziała nam coś o tej latarni. Czas wracać bo kolacja stygnie.
Wieczorem oglądamy jeszcze odcinek Totalnej porażki. Ten odcinek dotyczył akurat tematu wojskowego. Seans filmowy kończymy odśpiewaniem kilku żołnierskich piosenek.
Teraz to już tylko opuszczenie flagi oraz bramy i wskakujemy do śpiworów spać. Choć z tym spaniem to nie tak do końca bo kilku naszych harcerzy wybiera się na podchody do sąsiedniego obozu. Może uda się im coś "podharcerzyć" a może trzeba będzie ich wykupywać z niewoli. Zobaczymy
Dobranoc.
PS. Dzisiaj przed południem dołączył do nas na kilka dni dh Marcin. Teraz to już w relacji będą może i filmiki
Więcej zdjęć na grupie Jarosławiec 2023
Piąty dzień obozu i jest już czwartek
Sygnał harcerskiej pobudki obwieścił światu, że harcerze z naszego obozu wychodzą ze swoich śpiworków. Potem to już tradycyjne wygibasy w ramach porannej gimnastyki. Trochę mało tradycyjnie poszło dalej, bo nie było dzisiaj apelu i wciągnięcia flagi na maszt. Zamiast tego wyruszył nasz busik do Kołobrzegu.
Całodzienna wycieczka rozpoczęła się właśnie w Kołobrzegu gdzie pierwsze swoje kroki skierowaliśmy do Miasta myszy. Podobno dziewczyny mają stracha przed tymi gryzoniami, ale tutaj tego nie widać. Nie tylko robiły sobie z nimi selfiaki ale nawet wyczaiły szparką w klatce przez którka lizały om palce. Myszy harcerkom a nie odwrotnie.
Kolejne miejsce to Sale figur woskowych. Zgromadziła się tam całkiem pokaźna liczba znanych postaci. Robiliśmy sobie zdjęcia w towarzystwie sportowców, piosenkarzy, artystów, aktorów. Mojej figury jeszcze tam nie ma, jeszcze.
Opuszczamy Kołobrzeg i nasz bussik mknie do parku rozrywki gdzie na początek serwowany nam jest obiad. Po obiedzie w lużnych grupkach a i pojedynczo kożystamy z atrakcji parku. Dla tych co byli w Zatorze czy na Praterze w Wiedniu to te karuzele sa śmiesznie małe, ale bawimy się wszyscy fajnie. Pod koniec zawitaliśmy do multimedialnej groty gdzie przedstawiona jest w pigułce historia Wikingów. Jednak na mnie największe pozytywne odczucia pozostawiło pokazanie życia codziennego Wikingów ich wierzenia a zwłaszcza baśnie o Trolach. Czas szybko minął więc pora ruszać w drogę powrotną do obozu, gdzie czeka na nas kolacja.
Wieczorne podsumowanie dnia i opowieści co widzieliśmy i co nam pozostało w głowach nieco się przeciągnęły i dośc późno zaczynamy się wtłaczać w śpiwory. Tylko, że czeka nas kolejna nieprzewidziana atrakcja. Jeden padalec zapragnął towarzystwa i położył się na samym środku śpiwora jednego z naszych harcerzy. I ten padalec to nie żadna przenośnia a prawdziwa jaszczurka, choć wygląda jak mały wąż.
W końcu spóźnieni, ale ogłosiliśmy ciszę nocną, tylko, że niektórym jeszcze mało atrakcji i szykują się do podchodzenie obozu dh Wojtka. Ciekawe kogo będziemy rankiem wykupywać, bo do tej akcji szykuje się kadra młodzieżowa.
Taki zestaw obiadowy smakował wszystkim.
Z tym padalcem to naprawdę nie jest ściema.
To już szósty dzień obozu
O rutynowych czynnościach pisać tu nie będę, bo były podobne do poprzednich. Może tylko apel był nieco inny, bo rozkaz czytała dh Ania. To jest efekt nocnych podchodów gdzie nasza dh. Zuzia trafiła w niewolę w sąsiednim obozie. Za to po apelu harcerze i harcerki szykują się do najważniejszego dnia w ich dotychczasowym życiu czyli do ślubów. Śluby oczywiście prowadzone na wesoło. Dziewczyny zwinnie naszykowały wianki a przyszli żonkosie dostojne cylindry dżentelmena. Podczas naszego ślubu nie zabrakło obozowej przysięgi małżeńskiej składanej na plaży w blasku słońca w obecności licznych gapiów. Impreza zakończyła się wspólną kąpielom pod czujnym okiem ratownika i obozowego księdza. W tej roli wystąpiła dh. Zuzia. Poszło jej super, bo reklamacji nie widziałem a o rozwód nikt nie pytał.
Po kolacji czas na wesele. Zaprosiliśmy na nie pozostałe nasze podobozy. Tak wiec w naszych progach zameldowała się zuchowa gromada oraz Harcerze Starsi od dh. Wojtka. Zabawa trwała i trwała, i trwała by dłużej, ale czas na capsztyk który ogłosiła dh. Bożenka, wyręczając w tym naszą oboźną.
Wkrótce wszyscy znaleźli się w śpiworkach. Tym razem, żaden wąż czy inna jaszczurka nie zechciała harcerskiego towarzystwa.
Dobranoc - życzy dh Mirek czyli ja.
|
Melduję - flaga gotowa do wciągnięcia na maszt.
W tzw. międzyczasie konkurs na najwyższą piaskową budowlę. O kilka milimetrów dh. Janek wyprzedził dh Olę.
Za rok zapowiedzieli rewanż.
Pożegnanie słońca - do jutra, pa pa.
A to zwycięska para w tańcu rozrywkowo-weselnym z balonem.
8 lipca to nasz siódmy dzień Obozu Totalnej Porażki.
Na Obozie Totalnej Porażki pojawiły się trzy nowe istoty. Nie żebym coś sugerował, ale wczoraj były u nas wesela wesela ;-)
Dzisiaj do obiadu przygotowany jest tor rodzica. Po tych zajęciach nasi harcerze będą już mogli profesjonalnie zając się opieką swym młodszym a nawet bardzo młodszym rodzeństwem.
Po południu dla odmiany szkolimy się w Harcerskiej Akademii Wiedzy - potrzebnej, średnio potrzebnej a nawet całkowicie niepotrzebnej.
Tylko, że z tej Akademii to za dużo nie wyszło, bo po obiedzie poszliśmy do pobliskiej lodziarni. Okazało się, że tam dzisiaj nie mają lodów, więc wykupiliśmy wszystkie gofry a potem doszły do nas paczki od rodziców. Paczki tak jak i listy trzeba wykupić , tak więc zeszło czasu na ich pozyskanie tak prawie do kolacji.
Tuż po niej uruchamiamy multimedialny namiot a w nim najpierw piosenka harcerska o naszym obozie (nie piosenka obozowa, bo tą ułożył już dh. Ignacy) a zaraz po tym prezentacja na temat początków harcerstwa w Polsce. Na więcej czasu już nie starczyło, zwłaszcza, że kilku z harcerzy wykazywało już lekkie oznaki przemęczenia. Ogłaszamy zatem wcześniejszy capsztyk i tak kończy się dzisiejszy dzień.
Kto by nie chciał takiej fajnej mamusi?
Spojrzenie tatusia prosto w małe oczka
i płacz natychmiast ustaje
No to teraz czas na tor rodzica. Nie opracowaliśmy tylko punktu negocjacje w temacie .......kieszonkowe.
No to teraz okiem kamery, druga część dnia.
Oprócz paczek młodzież dostała również listy. Jedne dłuższe inne krótsze a część to nawet z rysunkami rodzeństwa. Wszystkie sprawiły wiele radości moim kochanym harcerzom.

A tak bawią się dziewczyny w czasie wolnym, a nauczyła ich tego nasza dh Hania.
9 lipca to niedziela i ósmy dzień naszego obozu
Niedziela czyli dzisiaj dzień bez porannej zaprawy fizycznej. Moze właśnie dlatego miesza się nam wszystko na apelu. Wszystko, ale tak nie całkiem wszystko bo o Ulubieńcu kadry nie zapomnieliśmy, został nim dh Adaś.
Po apelu, a przed wyjazdem do kościoła zespołowe pisanie listu. Zespołowe, bo wszyscy piszą ale nie taki sam i nie do tej samej osoby. Rzecz dla niektórych oczywista, ale zaadresowanie koperty nie dla każdego jest takie proste i łatwe. Duża część nie zna kodu, ale są tacy co nie znają swojej ulicy, numeru bloku a nawet miejscowości. Spoko, teraz już wiedzą. A dla rodziców co nie znają naszego adresu przypominam go: Harcerska Baza Obozowa Hufca Łódź Widzew, ul. Sosnowa 38, 76-107 Jarosławiec
Listy napisane i wkrótce trafią do skrzynki pocztowej, czas więc na kościół i zajęcia artystyczno-muzyczne dla tych co do kościoła się nie wybierają. Resztę dnia to zrelacjonuję chyba już w nocy.
Na apelu mieliśmy gości którzy przyszli targować się i wykupić proporce. Te same proporce co dzisiejszej nocy dh Milenka im "podharcerzyła".
List napisać to nie bułka z masłem ;-)
Na ciszy poobiedniej stało się coś niewyobrażalnego. Nasze maleństwa nie tylko wyrosły , ale i się rozmnożyły z trzech do prawie trzydziestu zuchów, którymi przychodzi się nam zajmować. Dobrze, że nie wołają o kieszonkowe. Po ciszy zuszki pomaszerowały do swoich rewirów a nasi harcerze zaczynają budowlę pałaców z gałęzi, mchu i paproci. Nie wsztstkie apartamenty dorównywały hotelom Gołębiowski, ale też nie wszyscy harcerze wybrali nockę w szałasach. Grupa nieliczna, ale śliczna zostaje w pobliskim zagajniku. Dla poprawienia bojowego nastroju pozostali zebrali dla nich menażkę jagód aa dh Mirek zafundował im kubek lodów Grycjan. Teraz to już na bank zostają do rana w lesie. Oczywiście pod nadzorem.
Na ściągnięcie flagi ściągneliśmy wszystkich. Potem to już tylko umycie się i dokładnie o 22.00 ogłoszona została cisza nocna. Śpimy bo jutro szykuje się kolejny dzień pełen wrażeń. Takie są prognozy.
Daliśmy radę, ale po ciszy naliczyliśmy zero zuchów w naszym obozie. Czyżby im się u nas nie podobało????
Takie słoneczko pożegnało chatkowiczów.
10 lipca i dziewiąty dzień obozu
Dzisiaj dzień bitewny. Po śniadaniu bitwa wodna na plaży. Zasady dość proste - magazyn amunicyjny, czyli balony z H2O w jednym miejscu oraz w drugim VIP którego trzeba chronić. Jest jeszcze drugi VIP, to ten przeciwnika którego trzeba balonem trafić. Obrońcy biorą balony "na klatę"
a napastnicy celują w VIPa. Rezultat pojedynku to remis a wszyscy mokrzy i utytłani w piasku. Był powód aby zanurzyć się w Bałtyku.
Po obiedzie bitwa lądowa. Za przeciwnika posłużyły tarcze i balony a nasi harcerze strzelali do nich z karabinu i z pistoletu. I karabin i pistolet był na kulki więc tak jak było w planie zero strat po naszej stronie a po drugiej stronie trup kładł się gęsto.
Za to pod wieczór siadamy przy ognisku, no tak po prawdzie to przy świeczce obudowanej stosem ogniskowym, i przedstawiamy swoją postać i swój strój. Dzieciaki przeszły same siebie. Ciekawe opowiadania i wiele strojów jest super. Do tego kilka piosenek, w tym nasza piosenka obozowa i piosenka o naszym obozie. Tak, to nie pomyłka bo obóz OTP ma dwa hiciory.
Przed spaniem myjemy tylko ząbki bo kąpiel była i w morzu i pod prysznicem.
Teraz trzeba szykować się na wartę ze wzmożoną czujnością, gdyż pokątnie dowiadujemy się, że wodniakom zza płoty podobają się nasze proporce i szykują się je "podharcerzyć".
Czas by ogień rozpalić....

A to jedna ze zwrotek piosenki o obozie ułożona dzisiaj przez
dh Tymka.
Ma chłopak już dużego plusa u naszej kadry.
Hi hi hi.
11 lipca i dziesiąty dzień obozu
Dzisiejszy dzień to dzień muzyczny lub śpiewaka, jak kto woli. Od samej pobudki wszystko na śpiewająco. Gimnastyka też inna niż ta co ją mamy na co dzień. Może się przyjmie.
Apel, gdzie komendy i meldunki są śpiewane, był bardzo wesoły i harcerze nieźle się bawili. Zaprezentowane zostały różne style muzyczne, od wersji kościelnej, poprzez hip hop a na ariach operowych skończywszy.
Dalsza część dnia to Harcerski Mam Talent. Właściwie wszyscy mogli wygrać, bo przedstawili mega interesujące występy. Niestety zwycięzca może być tylko jeden i został nim ..... jutro na apelu ogłosimy.
Prosto z obiadu wskakujemy do busika i ruszamy do parku linowego. Ledwo ruszyliśmy a już byliśmy na miejscu. Park jaki jest każdy widzi, ale oprócz dwójki naszych harcerzy to wszyscy zdecydowali się naśladować Tarzana. Z dwójką chłopaków poszedłem za to na nadmorską zjeżdżalnię. Reklamowana jest jako największa na plaży w Jarosławcu. No tak, największa, bo jedyna. Też było fajnie bo woda ciepła i mało ludzi.
Powrót na pieszo do obozu był nieco męczący, bo w brzuszkach pokaźne ilości lodów, gofrów i zapiekanek Zanim ruszyliśmy do naszego obozowiska to wdrapaliśmy się na latarnię morską w Jarosławcu. Choć ma tylko 33 metry to widok z niej zapiera dech w piersiach a niektórym to nawet zakręciło się w głowie.
Po kolacji nadrabiamy zaległości w oglądaniu serialu Obóz Totalnej Porażki, więc dzisiaj trzy odcinki spotkania z bohaterami kreskówki a zaraz po nich śpiewanki.
Tak dotrwaliśmy do końca tego ciekawego acz wyczerpującego dnia. Dobranoc
Portfele wyraźnie chudsze,
w przeciwieństwie do brzuszków.
Gwiazdy na latarni.
Polski Dubaj
12 lipca a to już nasz 11 dzień Obozu Totalnej Porażki
Dzisiejszy dzień taki trochę dziwny był.
Rankiem świeci słońce więc po śniadaniu zbieramy się do wyjazdu na wycieczkę. Nadszedł czas wyjazdu, no to wystartował nasz busik. Nie sam, ale z nami. Przyjechaliśmy do Leonardii a tu zaczyna kropić deszcz. Po chwili już nie kropi a pada. Za kolejną chwilę leje. Sens naszego pobytu w miejscu, gdzie większość atrakcji jest pod gołym niebem upada. Nawet obsługa zaproponowała nam przyjazd tutaj w innym dogodnym terminie. Tylko, że z tych "dogodnych terminów" to pozostał nam tylko piątek. Chcąc nie chcąc przystajemy na to. Tylko, że na dzisiaj jest jeszcze zaplanowany dzisiaj rejs pirackim statkiem. Rejs w deszczu na otwartym pokładzie do przyjemnych nie należy, podejmujemy kolegialną decyzję, dzwonimy i rezygnujemy z niego. Zabieramy się w tzw. międzyczasie do konsumpcji zabranego z sobą prowiantu. Zerkamy na niebo a tam zaskoczenie - słońce przebija się przez chmury. Ciągła zmiana decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia, to taka wojskowa maksyma. W myśl tej maksymy zmieniamy swoje zamiary i ruszamy do portu w Darłówku, gdzie czeka na nas statek piracki. I znowu kolejna niespodzianka. Jeszcze nie wyszliśmy z autokarów a tu znowu leje deszcz. Tym razem nie poddajemy się i czekamy aż przestanie lać. Kilka chwil później słońce znowu przebiło się przez chmury. Wszyscy żwawo opuszczamy busika i maszerujemy do portu. Przed zamustrowaniem się (to żeglarskie powiedzenie na zaokrętowanie się) mamy czas na wydanie kasiorki na pobliskich straganach.
Nadszedł czas wyprawy. Statek pod piracką banderą wypływa na szerokie wody spokojnego Bałtyku. Dla niektórych z nas to dobrze, bo choroba morska się nie daje o sobie znać a dla innych to jest za mało adrenaliny. No cóż wszystkim się nie dogodzi. Podczas gdy statek przemierzał kolejne mile, piracki animator ogłosił bitwę na piosenki szantowe. Pierwsza w szranki pojedynku stanęła nasza drużyna z hiciorem "Staruszek jacht". Chwilę po nas zaprezentowały się zuszki dh Agnieszki z piosenką "Zuchowa wiara". Piosenka to mało szantowa, ale zaśpiewali tak ładnie, że burza braw nagrodziła ten występ. Bitwę zakończyli harcerze starrsi dh Wojtka szantą "Bitwa". Uczciwie mówiąc, a nawet pisząc to oni wygrali te starcie. Za rok może role i miejsca na podium się zmienią.
Schodzimy na ląd i przez zwodzony, a właściwie to przez rozsuwany most przechodzimy do Darłówka zachodniego, gdzie znowu mamy czas dla siebie. Część wybrała pobliski salon gier a inni tradycyjnie zatrzymali się przy budkach z goframi i lodami. Ryby kupiła sobie tylko kadra bo dla naszych zuchów i harcerzy raczej są za drogie.
Ostatnim przedsięwzięciem było spotkanie z szyprem rybackiego kutra. Od niego dowiedzieliśmy się jak dzisiaj wygląda praca rybaka. Lekko nie jest, bo łajba mała, wygód zero a pracy moc. Tak dotrwaliśmy do finału naszej wycieczki.
Po powrocie do obozu zaczynamy typowo harcerskie zajęcia z symboliki krzyża. Perfekcyjnie a za razem ciekawie przedstawiły to Ania oraz Milenka. Teraz to już każdy wie co harcerz nosi na mundurze. A nosi on np. sprawności. I właśnie jedno z zadań na sprawność "Poliglota" zalicza dh Janek. Przygotował do tego prezentację komputerową. Opowiadał o fladze, jedzeniu, tańcach i zwyczajach kraju gdzie na codzień mieszka. A jest to daleko, bo w południowej Hiszpanii, tuż przy Gibraltarze.
Ostatnie przedsięwzięcie dzisiejszego dnia to świeczkowisko. To tutaj dh Zuzia jest wodzirejem a niejako przy okazji zalicza jedno z zadań na sprawność .... "Wodzirej".
Noc zapadła nad naszym obozowiskiem, pora spać. Dobranoc.
Obiad, a właściwie tylko skromne drugie danie. Miejsce - Darłówek. Restauracja - przy moście. Cena 54 zł. Ale jak tu nie skosztować?
13 lipca i dwunasty dzień obozu się rozpoczął.
Jest już po północy i wszyscy śpią. No prawie wszyscy, bo ja szykują się do skoku do śpiwora, ale warta czuwa. Teraz jest to Przemek i Tymek. Wokół szumią drzewa a w oddali słychać morze. Może nasi wartownicy nie zasną na tej warcie :-)
Tak w mega telegraficznym, ale nieco rozszerzonym skrócie wyglądał nasz dzień:
a) Apel a na nim pierwsze wręczenie zdobytych sprawności - Wodzirej dla naszych druhenek Zuzi i Milenki
b) Harcerska Akademia Wiedzy potrzebnej, średnio potrzebnej a czasem całkowicie niepotrzebnej - odbyła się na terenie obozu, bo harcerze nie zdążyli się zebrać przed obiadem. Była samarytanka, nauka żeglarskich węzłów, trochę o funkcjach i ich oznaczaniu w ZHP, nieco historii dh Mirek przemycił też.
c) Cepeliada w zuszkowej krainie - Rozstawiono wiele stoisk usługowych. Było malowanie twarzy, robienie warkoczyków, strzelane z łuku czy piłką do bramki. Było nawet Radio Taxi w wersji Radio Taczka. Stoiska wystawiały zuchy, harcerze starsi i my jednak furorę zrobiła lemoniada Made in Ignacy i spółka. Wszystkim ich produkt smakował i ledwo nadążali z produkcją
d) HBT czyli Harcerski Bieg Terenowy - Kadra przygotowała kilka punktów prowadzonych różnymi sposobami. Jak na każdym biegu były konkurencje sprawnościowe i takie gdzie trzeba poruszyć mózgownicą. Uczestnicy biegu strzelali do celów i rozwiązywali układankę z ważnymi postaciami dla ZHP to pod moim nadzorem. Bandażowali też dh Zuzię, szyfrowali pod okiem dh Ani i i popisywali się znajomością węzłów przed dh. Milenką. Walka była naprawdę wyrównana lecz odskoczył od peletonu Bruno i ten bieg zdecydowanie wygrał. Brawo!
e) nocne śpiewanki w oczekiwaniu na podsumowanie wyników - dla nas nic nowego, ale okazało się, że nie wszyscy mają jeszcze założone notatniki i śpiewniki harcerskie. Podobno brak czasu a koniec obozu tuż tuż,
f) spanko do białego rana, tym razem bez wartownika. Wrażeń i zmęczenia było na tyle, że niektórzy padli od razu w swych śpiworach ale inni rozmawiali jeszcze długo, długo.
Uwaga!
Zdjęcia umieszczę nieco później, bo ..... muszę je pozyskać od innych bo moja komórka zwariowała.
14 lipca piątek i koniec coraz bliżej .............ooooooo a tutaj relacji z tego dnia brak
15 lipca sobota, koniec obozu. No, prawie koniec.
Od samego rana szybko zwijamy obóz. Tak naprawdę szybko, bo mamy dwa powody. Po pierwsze apel końcowy odbędzie się w samo południe na terenie naszego obozu. To drugie po pierwsze to konieczność opuszczenia naszego miejsca zaraz po apelu, a nie po kolacji jak było wcześniej planowane. Trzeba, to trzeba, nie m rady na to.
Ruszamy ostro do pracy. Wywozimy plecaki, plecaki i jeszcze raz plecaki dostępnym "Mercedesem". Pozostał jeszcze sprzęt obowy oraz programowy. O rany, jakby się rozmnożył.
Lekkie spóźnienie i o 12.30 rozpoczyna się apel końcowy całego szczepu. Są podziękowanie ogłodzenie zwycięzców, wręczenie nagród i na koniec cięcie linki z masztu. To taka nasza tradycja.
Tuż po obiedzie zuszki zaprosiły w gościnę i to tam spędzamy dzisiejszą ciszę poobiednią. Zaraz po jej zakończeniu ruszamy na plażę na pożegnanie z morzem. Kilku z nas żegna się na kilka dni bo wracają tu, albo w pobliże.
Po kolacji trochę zabawy w Mafię, końcowe pakowanie, pożegnania w blasku zapłakanych oczek i ze średnio planowanym opóźnieniem ruszamy w drogę powrotną.
Rodzicu! Koniec laby, wasza pociecha nadchodzi :-)
16 lipca niedziela, pozostało tylko rozładować bagaże
Już prawie wschodzi słońce a my mamy jeszcze 400 km do domu.
Na miejscu przewidujemy tylko krąg i rozpakowanie całego sprzętu.
I tak się własnie stało.
Po zaparkowaniu autokaru pod szkołą rozpakowaliśmy swoje bagaże a końcowym akordem naszego obozu był krag którym komendantka uroczyście zakończyła nasz obóz.
Obóz Totalnej Porażki - The END
Teraz przed nami kolejne tygodnie wakacji a spotkamy się.... 26 sierpnia na Bier sąsiada na łajba i na Muzycznym pożegnaniu lata.